Schowałam się w pokoiku Babci. Łóżko jest niewygodne i za krótkie. Uderzam stopami w ściankę szafy, w której ktoś ułożył stare koce. Przez szarą zasłonę przedziera się palące słońce. Dziś upał. To dlatego zmieniliśmy plany. Zostaniemy nad jeziorem. Do domu wrócimy w nocy. Tak chcemy oszukać lato.
Pod moimi nogami pies pachnący bagnem i rybami.
Jestem sama, a mimo to potrzebuję się ukryć, oddzielić od świata, w którym zawsze jest coś do zrobienia, ktoś do uratowania, do zaopiekowania. Teraz nie mam siły nawet dla siebie. Zbuntowało się moje słabe ciało. Angina nie pozwala mówić. Gorączka utrudnia myślenie. Zapalenie stawów ogranicza poruszanie. Znów wyeksploatowałam siebie.
Cisza drewnianego domku powoli uspokaja wzburzone myśli. Ciepła herbata z cytryną łagodzi ból gardła. Sen, którego tak ciągle brakuje, przychodzi i odchodzi jak morskie fale. Wreszcie pora odpocząć w szumie drzew i śpiewie ptaków.