Świętuję. W kominku ogień. Pali się wigilijne sianko i adwentowy wieniec. Już niepotrzebne. Dopiero za rok znów będziemy biegać w szalonym tempie migających gwiazdek z handlowych centrów. Uporczywe, nerwowe poszukiwania karpia, opłatka, śledzi i kapusty mamy w tym roku zaliczone – lepiej lub gorzej. Wigilijne łakomstwo, wymiana prezentów, które się wcześniej zamówiło u Świętego Mikołaja, ból żołądka, nieudolnie śpiewane kolędy, niepamiętane przecież przez rok cały słowa i melodie ginące gdzieś w błyszczących gałązkach choinki… Smutek maskowany uśmiechem i dobrymi życzeniami. W gwarze rodzinnych rozmów, stukania talerzy, brzęku sztućców nasze polskie świętowanie Bożego Narodzenia.
Gdy już wszystko zostało podane, podgrzane, posprzątane, goście zaopiekowani, prezenty rozdane, wizyty odbyte, dzieci przytulone i utulone – mogłam zapłakać nad Matką i Dzieciątkiem. Mogłam współodczuwać ze wszystkimi kobietami-Polkami to zmęczenie, rozgoryczenie, że znowu nie było magii w świętach, że to tak szybko, że ciągle i ciągle brak czasu dla siebie, nawet gdy jest Boże Narodzenie. Święta to przecież kolejne obowiązki i zadania dla kobiety, która dźwiga dom. Tak bardzo chcemy stworzyć dzieciom magiczną atmosferę rodem z amerykańskich filmów „christmas”, uszczęśliwić, ukochać jak najmocniej, nauczyć pięknych tradycji i zwyczajów, że giniemy w tych nierealnych wyobrażeniach. Kawałek po kawałku oddajemy siebie w imię zadowolenia wszystkich dookoła. Bo jesteśmy przekonane, że tak trzeba, że taka nasza rola, że po to właściwie jesteśmy.
Minęły święta. Śnieg przysypał ścieżki, którymi codziennie wędruję z psem. Świat przycichł. Niewypowiedziany żal i smutek otuliły mój udręczony umysł. Ciało odmówiło wreszcie posłuszeństwa. Dopiero teraz je widzę i czuję, jak jest wyczerpane, jak jest biedne, umęczone bieganiną i pracą, jak jest chore. Dopiero teraz spędzam czas w ulubionym fotelu, z kubkiem gorącego naparu z pokrzywy, a minuty płyną lekko i ociężale. Dzieci zaczytane, opatulone kocami. Pies zwinięty w kłębek na dywanie. Ogień płonie. Gorycz Bożego Narodzenia ulatuje z dymem. Światełka na choince zaczynają cieszyć. Wreszcie.