Myślę, że to jest właśnie dojrzałość.
Pełne zainteresowania obserwowanie spod ciepłego koca małego żuczka, który drepcze po parkiecie w stronę białego, puszystego dywanu. Skąd się wziął akurat teraz i tutaj? Gabrysia piszczy na jego widok. Piotr po męsku ratuje córkę z opresji. Zostaje ledwo zauważalny drobny ślad na podłodze, na który nawet pies nie zwraca uwagi. Przyjmuję ze spokojną rezygnacją los małego żuka. Tyle się w tej chwili splątało ze sobą, zespoliło w jedno. Tyle się zadziało. I gdy pomyślę, że w jednym mgnieniu oka spotykają się ze sobą światy całe, istnienia i nieistnienia, drogi i ścieżki, spojrzenia i krzyki – to jest tak, jakbym nie mogła oddychać z wielkiego zadziwienia.