Dzień Doskonały

Przytrafił mi się dzisiaj Dzień Doskonały.

Budzik zadzwonił o 8.00, ale wtulona w ciepłe mruczenie męża, nie czułam potrzeby wystawiania nosa spod wygrzanej kołdry. Słyszałam, jak śpią nasze córki, na dole, w swoich pokojach, w swoich szczęśliwych snach. Poranek miał szary kolor. Dudniły dźwięki przejeżdżających aut. W sypialni, na poddaszu drzemałam opatulona kołdrą i kocem. Za mną mijała noc. Ze mną był mężczyzna, który kocha.

Czar trwał. Przedpołudnie cudownie domowe i spokojne, szczęśliwe i błogie. Z dziećmi, lekcjami, nieporządkiem i dużym kubkiem gorącej, pachnącej herbaty. Wszystko takie proste i dobre, że aż nie można uwierzyć. Trochę żartów i śmiechu, trochę min surowej polonistki nad ćwiczeniami z przyimków, duuuużo Gabrysinego śpiewu i powagi dorastającej córki. I wiele, wiele miłości, z której czerpałam pełnymi garściami. Gabrysia siedziała przy stole na wielkiej piłce, Łucja tuż obok mnie wyliczała okoliczniki. A pomiędzy częściami zdania a częściami mowy byłam sobie ja. Najzwyczajniej w świecie.

Potem jeszcze dyskusja o człowieku, istocie społecznej, opowieść o Williamie Sidisie i mądre wnioski moich mądrych córek, dalej fotosynteza i sposoby odżywiania się organizmów, łańcuchy pokarmowe, angielski on-line z babcią, gotowanie spaghetti, krzątanina w kuchni i wreszcie – kulminacyjny moment dnia – obiad. Między tym wszystkim powroty do Miłosza i jego „Drugiej przestrzeni”, ukochanej przeze mnie poezji Mistrza.

Później cudownie gorąca herbata i odpoczynek w cichym,  uspokojonym domu. Poukładanie myśli. Zamknięcie oczu. Bliskość i czułość i ciepło. Chęć, żeby żyć dalej, żeby zająć się kwiatami z balkonu, posprzątać po obiedzie, poczytać, pogadać z kimś mądrym i dobrym. Podzielić się wewnętrznym uśmiechem.

Na kolację sałatka i gruszka. Pyszna. Soczysta. Doskonała.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Drobiazgi. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *