Obcość

Znów nie mogę spać. Na zegarku piętnaście minut do pierwszej. Siedzę w kuchni przed ekranem laptopa ze szklanką wody z cytryną i garścią wegańskich krówek. Trochę mi smutno, trochę strasznie i niespokojnie. Wszystko jest obce w obcym domu na kolejnym końcu świata, do którego dotarłam. Wszystko jest nie moje, z nieznanymi zapachami, z fakturami, które nic nie znaczą, z odgłosami, którym trzeba wymyślić historie i życie, które trzeba oswoić, przyjąć do siebie, zrobić im miejsce w głowie pełnej strachów. A do Prawdziwego Domu tak bardzo daleko.

Jechaliśmy w te romantyczne Bieszczady bardzo, bardzo długo naszym starym samochodem z popsutą klimatyzacją. Migała nam za oknami Polska, zielona, żółta, betonowa, drewniana, biedna i bogata, różnorodna, o której można by ułożyć wiele opowieści smutnych i mądrych. Gabrysia spała przytulona do swojego słonia. Łusia w milczeniu błądziła myślami po sobie tylko znanych ścieżkach i zakamarkach. Szumiało w uszach, świeciło w oczy. Wiodła nas droga do Lublina, Rzeszowa, Sanoka i jeszcze dalej, hen, w bieszczadzkie lasy i góry, przez malownicze miasteczka, przez wsie zadziwiające barwami.

W końcu poczucie kresu podróży i radość, że to już, że wreszcie się jest tam, gdzie być się miało, że można odetchnąć, rozpakować to, co zapakowało się rano. Entuzjazm, ulga i podekscytowanie kazały zapomnieć o trudzie drogi, o odległości, niewygodzie i strachu przed tym, co nieznane. Dopiero rano, gdy zmęczenie zostało przespane twardym, mocnym snem, umysł i ciało poczuły obcość.

Miejsca oswaja się przecież długo i mozolnie. Najgorzej jest z nocą. Mrok, prawdziwy, czarny i gęsty jak smoła, opada na nas już o zmierzchu. Teraz, gdy wszyscy śpią, boję się ciemności. Jestem schowana pod lampą w kuchni jak w kokonie. Tęsknię do światła.

Ten wpis został opublikowany w kategorii W drodze. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *