Tata

Dopiero niedawno, od kilku lat ośmieliłam się nazywać Boga – Tatą i poczuć się bezpiecznie pod Jego opieką. Bóg był zawsze dla mnie istotą nieosiągalną, dumną i odległą, przerażająco wszechmocną. Karzącą surowo za najdrobniejsze przewinienia. Był Kimś, kto rządzi. Kimś, kogo należy się bać.

Strach ten wynikał przede wszystkim z mojej własnej duchowej niedojrzałości, którą utrzymywały nieumiejętnie prowadzone lekcje religii w kolejnych szkołach. Lekcje te, oparte głównie na typowo scholarycznej nauce prawd wiary prowadzonej przez antypatycznych katechetów, skutecznie zniechęcały do pogłębiania własnego życia religijnego. Nic dziwnego więc, że jako młoda, nastoletnia osoba nie potrafiłam zobaczyć w Bogu ojca, który jest troskliwym opiekunem i kochającym tatą.

Jeśli dołączy się do tego pustkę duchową rodzinnego domu, religię praktykowaną od czasu do czasu w obrzędach prowincjonalnego kościoła parafialnego, a także paraliżujący lęk przed własnym ojcem, nieprzewidywalnym i surowym – oczywiste będzie, że żaden inny obraz Boga nie mógł powstać w moim umyśle. Te zranienia, smutne, będące źródłem dogłębnego bólu egzystencjalnego i psychicznego – a w konsekwencji także fizycznej słabości ciała – paradoksalnie stały się początkiem szukania innego Boga. Szukania Dobrego Ojca.

Moje poszukiwania trwały wiele, wiele lat i trwają nadal. Powolutku, krok po kroczku, poznawałam Boga pełnego troski, miłości i łagodności, w którym znajdowałam pociechę i ukojenie. Krok po kroczku, poprzez ludzi, których spotykałam, wydarzenia, które przeżywałam, lektury, które czytałam, choroby i nieszczęścia, które stały się moim udziałem – zbliżałam się do otwartych, ciepłych i kochających ramion Boga- Taty.

Pewnie byłoby łatwiej i szybciej i o wiele prościej, gdyby moje dzieciństwo naznaczone było obecnością dobrego ojca i poczuciem bezpieczeństwa płynącym z jego siły. Może byłabym bardziej otwarta. Miałabym naturalną zdolność do kochania i przebaczania. Nie stało się tak jednak i dzisiaj już nikogo nie winię. Moja droga do Boga-Ojca była zawiła, trudna i okrężna, ale przecież mimo to – w ostatecznym rachunku mogę powiedzieć, że była dobra i że nadal prowadzi mnie do najlepszego Taty pod słońcem.

Przyglądam się czasem mojej rodzinie, mężowi, który jest wspaniałym i dobrym ojcem dla naszych córek i dziękuję wtedy Bogu z całego serca. Naprawdę, mam za co.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Drobiazgi. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *