Mama w domu

Doświadczenie bycia w domu jest moim udziałem już prawie od pół roku. Długo miałam wrażenie jakiejś niestosowności takiej sytuacji. Znajomi pytali: Co u ciebie? Co porabiasz w tym roku? Gdzie pracujesz? Jeszcze do niedawna bez namysłu machałam ręką i mówiłam: Aaa, nic nie robię, jestem w domu z dziećmi. I uśmiechałam się jakoś tak przepraszająco, z poczuciem winy, szybko zmieniając temat. Gdy w odpowiedzi słyszałam niedowierzanie (Jak to? Ty? Zrezygnowałaś z pracy?), zaczynałam zastanawiać się, czy przypadkiem nie przypominam ufoludka z odległej planety.

Musiałam przewartościować swoje życie, pragnienia, cele. Właściwie wciąż to robię, bo jak zacznie się zmianę, która ma być gruntowna, to tak jakby poruszyło się wierzchołek góry lodowej. A z tej góry sypie się i sypie kawałkami lód.

Od jakiegoś czasu na zapytania znajomych lub rodziny odpowiadam, że jestem w domu, że pracuję z dziećmi. I że codziennie robię mnóstwo rzeczy. Bo tak rzeczywiście jest: edukacja domowa, gotowanie, obowiązki codzienne, do tego pisanie, czytanie i rysowanie, kursy maturalne i psychoterapia. Rezygnacja z pracy zawodowej pozwoliła mi przede wszystkim wejść w uzdrawiający proces psychoterapii, zająć się samą sobą, poczuć się wreszcie dojrzałą, mądrą i piękną kobietą – czego paradoksalnie nigdy nie dały mi sukcesy w pracy. Zrozumiałam, że tylko kobieta, która docenia samą siebie, która o siebie dba, która sama ze sobą rozmawia i która po prostu jest dla siebie dobra – może być matką dobrą, wyrozumiałą i mądrą. To nie żadne poświęcenie dla dzieci i męża kazało mi się zatrzymać, stanąć, zastanowić nad swoim życiem i dokonać takiego wyboru. Nie. Ja po prostu odkryłam wreszcie, co jest moim największym i najwspanialszym dziełem.  Jest nim Dom.

Nie tak szybko dochodziłam do poczucia dumy z bycia mamą w domu. Nawyki z przeszłości wciąż wracały: pośpiech, skrupulatne planowanie, przesadny aktywizm i efektywność jako miara własnej wartości. Ale powolutku, krok za krokiem, budowałam nową siebie w przestrzeni Domu. Wiele trzeba było zmienić. Na wiele sobie samej pozwolić: na długie poranki w łóżku, na słabość, na spontaniczność, spacery o dowolnej porze dnia, nieśpieszne zakupy, wygłupy z dziećmi. Wiele też trzeba było zaakceptować: depresję i jej skutki, płacz i strach, brak pieniędzy, osłabienie, stałą obecność dzieci, tęsknotę za mężem.

Jasne, że zdarzają się dni słabsze i gorsze, gdy zamykam się w sypialni z serialami Netlifxa i udaję, że mnie nie ma. Jasne, że choroba często daje o sobie znać, a psychoterapia wyczerpuje bardziej niż praca w kamieniołomach. Jestem jednak silniejsza każdym przeżytym dniem, a mój Dom to ciepłe, przytulne miejsce pełne książek i rozmów. Uwielbiam być mamą w domu.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Edukacja domowa. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *