W bazylice Świętej Trójcy w moim miasteczku po obydwu stronach prezbiterium stoją drewniane figury aniołów. Figury, jak i cała świątynia, reprezentują styl rokoko. Szaty aniołów są fantazyjnie udrapowane, pozłacane, ich loki bujne. Anioły przyklękają na jedno kolano, a rękę unoszą w geście wskazującym niebo. Rzeźby ustawiono przy ścianie, na stopniu prowadzącym do prezbiterium. W całym kościele takich barokowych aniołów jest wiele. Duże i małe, rzeźbione i malowane. Gdzie by nie spojrzeć, wszędzie pulchniutkie i złote anioły. Te dwa jednak, Anioł Prawy i Anioł Lewy, są wyjątkowe. Stoją na schodku, na którym siadają dzieci.
Istnieje niepisana zasada wśród dziecięcej społeczności, że miejsce pod skrzydłem anioła jest miejscem najlepszym. Nic dziwnego. Tylko wtedy anioła można dotknąć palcem. Przesuwać dłonią po jego szacie. Liczyć pióra na skrzydłach. Niektórzy mający mniej niż pięć lat odważają się nawet na bezwstydne przytulenie do anioła lub cmoknięcie go w policzek. Dziecięca eksploracja nie zna granic, a anioły nie protestują nawet wtedy, gdy małe rączki sprawdzają, czy oczy anioła są prawdziwe.
Niektórzy rodzice nie pozwalają na zbytnią poufałość z aniołem. Strofują malucha, próbują usadzić go prosto i grzecznie na miejscu, tłumaczą, zakazują, a w końcu odciągają na bok wśród płaczu, krzyku i dziecięcego żalu. Inni natomiast pobłażliwie akceptują znajomość z aniołem, interweniując dopiero wtedy, gdy zbyt mocno pociągnięty anioł zaczyna się niebezpiecznie chylić ku upadkowi.
Anioły przyciągają uwagę dziecka. Zapraszają do poznania. Wskazują niebo. Niewątpliwie trudnym zadaniem jest wprowadzanie dziecka w świat wiary. Dziecięca religijność, duchowa wrażliwość to coś niezwykłego, pięknego, wymykającego się intelektualnym opisom i analizom. Wychowanie dziecka to troska o niego w każdym wymiarze życia: biologicznym, psychicznym, społecznym, kulturowym i duchowym. Tak jak całe wychowanie jest niczym innym jak jednym, wielkim i ważnym spotkaniem, tak rozwój religijności również musi odbywać się poprzez spotkanie i dialog. Małe dziecko posiada żywe i intensywne przeczucie nieskończoności, naturalną skłonność zachwycania się światem i sobą, chęć niesienia pomocy i współodczuwania z innymi. Jednocześnie uczy się świata całym sobą, jak gąbka chłonąc wszystkie doznania, doświadczenia i słowa. Żeby poznać, nauczyć się, spotkać, dziecko musi doświadczyć, zobaczyć, dotknąć – tak jak dotyka aniołów w Bazylice Świętej Trójcy. Żeby mogło nauczyć się wiary, musi mieć możliwość jej doświadczania na co dzień, tu i teraz, w otoczeniu, w którym żyje, rośnie, bawi się i martwi.
Potrzeba do tego mądrych rodziców, uporządkowanych, czuwających nad domową liturgią, nad rytuałem pobożności. Rodziców świadomych tego, że religia jest częścią naszej ludzkiej tożsamości, a godność człowieka to niezbywalny dar Boga Stwórcy. Potrzeba rodziców radosnych i spokojnych, bo tylko tak wprowadzić można dziecko w pokój Boży. Trzeba być czujnym, by uniknąć pułapki pustych gestów i słów, dewocji, przesytu i nadmiaru pobożności, które zniechęcą zamiast zachwycić. Trzeba samemu wciąż szukać kontaktu z Bogiem, by nauczyć dziecko takiej postawy.
Trzeba ciągle, raz za razem podchodzić do anioła z pragnieniem schowania się pod jego złotym skrzydłem.