Zawsze, ilekroć miałam okazję przebywać z Babcią w jej mazurskim domku nad Jeziorem Mielno, chłonęłam opowieści, które snuła. Opowieści o czasach minionych, o miejscach z innej epoki, o ludziach, o których ja – urodzona na początku lat osiemdziesiątych XX wieku – mogłam już tylko czytać w książkach. Za każdym razem, każdego wieczoru były to inne historie opowiadane z pasją i soczystym humorem, ale przecież pełne sentymentu i tajemniczej siły, która wywołuje bliżej nieokreśloną tęsknotę za tym, co bezpowrotnie minęło. Zawsze pozostawał we mnie jakiś niedosyt po tych swobodnych, gawędziarskim tonem snutych wspomnieniach. To właśnie z potrzeby ocalenia Babcinego świata, z potrzeby ocalenia chociaż urywków, skrawków, fragmentów dzieła, jakim niewątpliwie było całe jej życie zrodziła się moja książka.
Praca nad nią trwała długo i stanowiła niezwykle mozolne przedsięwzięcie. Babcię poznałam pod koniec lat 90. XX wieku, gdy – jako narzeczona jej wnuka i świeżo upieczona studentka filologii polskiej – zamieszkałam w rodzinnym mieszkaniu Czarneckich przy ulicy Nowolipki w Warszawie. Od tego czasu gromadziłam w pamięci wszystkie zasłyszane od Babci i innych członków rodziny anegdoty, opowiadania, gawędy, składając w ten sposób pasjonującą opowieść o niezwykłej kobiecie. Na przełomie roku 2014 i 2015 rozpoczęłam nagrywanie autobiograficznych wspomnień Babci. Spotykałyśmy się w jej warszawskim mieszkaniu na Chłodnej dosyć regularnie przez kilka miesięcy, w ciągu których Babcia snuła gawędy o życiu minionym, o zapomnianych ludziach, obyczajach, szlacheckich dworkach, wojnie, o sobie samej i swoich najbliższych. Wspomnienia te, skrzętnie zebrane za pomocą dyktafonu, zostały następnie przez mnie przelane na papier, starannie zredagowane, uporządkowane chronologicznie i opatrzone przypisami.
Tak, w listopadzie 2017 roku, powstała wreszcie autobiografia dr Marii Zoll-Czarneckiej – kobiety o niezwykłej sile charakteru i jeszcze większej radości życia.
Ze stronic książki wyłania się cała Babcia – skromna, doskonale potrafiąca obserwować świat i ludzi, energiczna i żywiołowa, tryskająca optymizmem, niepokorna, ale zawsze – pracowita i skłonna do największych poświęceń w imię tego, co najważniejsze. Urodzona w roku 1928, w epoce – jak sama powie – jeszcze pod wieloma względami starodawnej, spędzi dzieciństwo w wielodzietnej rodzinie inteligentów polskich, we dworach i pałacach, w folwarkach, elitarnych szkołach zakonnych. Zapamięta jazdę bryczkami i wielkie kufry na pościel oraz damy i eleganckie towarzystwo tego świata sprzed prawie stu lat. Będzie oglądać na własne oczy terror i grozę wojny. Będzie się szaleńczo bawić, leczyć dzieci, kochać i pływać. Ukończy medycynę. Założy rodzinę. Jako dojrzała kobieta rzuci się w wir pracy społeczno-politycznej, wreszcie będzie jednym z założycieli Stowarzyszenia Lekarze Nadziei i resztę życia poświęci na organizację pomocy dla bezdomnych. Do końca, do ostatnich swoich dni będzie działać i myśleć o innych. Odejdzie cicho, w bieli szpitalnej sali, po kilkutygodniowej chorobie, 10 marca 2016 roku.
Pamięć ludzka jest niewątpliwie czymś wspaniałym. Pozwala zachować obraz życia, które zgasło, i trwać w miłości pomimo obecnej w tym życiu śmierci. Wielkim naszym zadaniem jest zatem dbać o pamięć: osobistą, rodzinną, narodową… Wielkim naszym zadaniem jest zbierać i ocalać wspomnienia naszych najbliższych. Kiedyś, po latach, wspomnienia te okażą się niezwykłą opowieścią, najpiękniejszą historią, z której czerpać będziemy pełnymi garściami.
(Fragment pochodzi z książki: M. Zoll-Czarnecka, Patrycja Cicha A żaby grały mi do snu. Wspomnienia lekarki, Wydawnictwo Poligraf, Warszawa 2018.)