Po wczesnowieczornym wczorajszym gniewie ciepłe ciało męża koiło nadwyrężone nerwy. Zatrzymywało w pościeli pachnącej deszczem i latem. Poranek zbudzony terkotem budzika leniwie krążył nad nami – wtulonymi w siebie istotami dzielącymi wspólną samotność. Było cicho.
Krzątając się na górze, szukałam słów modlitwy. Dziś dziękowałam za piękno bycia matką. Dziękowałam za Adasia.
Potem szybkie śniadanie. Ostatnie drobiazgi do plecaków. 6.40. Wyprawę czas zacząć. Dziewczynki gotowe i podekscytowane. Z bagażami jedziemy na dworzec PKP. Tym razem kierunek: Wrocław.