Szkoła

Czasami muszę jeździć do szkoły.

Szkoła jest publiczną instytucją edukacyjną. Inaczej dydaktyczno-wychowawczą. Tak to się określa w literaturze przedmiotu. Czyli że instytucja ta ma na celu kształcenie i wychowywanie dzieci i młodzieży.

Kiedyś wierzyłam, że szkoła może być dobrym miejscem, a nauczyciel – mistrzem pociągającym za sobą uczniów. Spróbowałam stworzyć taką szkołę i przez krótką chwilę chyba się udało. Jednak doświadczenie pracy w szkołach publicznych skutecznie wyleczyło mnie z idealizmu.

Każdy, kto spotkał się z rzeczywistością szkolnictwa publicznego w naszym kraju, ma świadomość szeregu obecnych w nim absurdów. Czasem zabawnych, częściej jednak budzących grozę i niedowierzanie. Widziałam brzydkie, brudne, odrapane sale, w których nie mieścili się uczniowie. Widziałam wiecznie niezadowolonych, nieżyczliwych nauczycieli. Spotkałam polonistkę, która robiła błędy ortograficzne na tablicy i w dzienniku. Słyszałam nauczycieli wyśmiewających swoich uczniów, plotkujących, krzyczących, gruboskórnych i sfrustrowanych. Miałam do czynienia z dyrektorami przekonanymi o swojej nieomylności, traktujących ludzi niczym niewolników, bez poszanowania dla ludzkiego czasu i zobowiązań. Byłam świadkiem chamstwa, demoralizacji, przemocy, głupoty i prymitywizmu. A wszystko to w szkole publicznej.

Źle zarządzane, z anachroniczną Kartą Nauczyciela, z przestarzałymi metodami kształcenia i systemem wychowawczym rodem z PRLu stają się te nasze publiczne szkoły instytucjami nieprzystającymi do nowoczesnych czasów, do wyzwań XXI wieku, do charakterystyki człowieka będącego częścią społeczeństwa informacyjnego, społeczeństwa wiedzy. W szkołach królują absurdalne programy nauczania nijak mające się chociażby do istoty egzaminów zewnętrznych. Młodzież jak u Gombrowicza – upupiana, dręczona irracjonalnym systemem oceniania, infantylizowana, odrywana od rzeczywistych spraw, problemów, zajęć. Kiepsko przygotowani do pracy nauczyciele, ograniczeni tylko do swojego przedmiotu, bez kompetencji pedagogicznych, z niskim stopniem kreatywności, powielający stare, atawistyczne metody pracy, zalęknieni i słabi.

Nie lubię jeździć do szkoły. Nie mogę tam oddychać. Duszę się atmosferą lęku, beznadziei, braku radości. Tracę wiarę w siebie, w swój pedagogiczny zmysł, w powołanie do pracy wychowawczej.

Jako nauczyciel wierzę, że nauka może być pasjonująca, łatwa i wspaniała. Jako pedagog jestem przekonana, że wychowanie zaczyna się od relacji, od dialogu, od długich rozmów na każdy, nawet najtrudniejszy temat. Jestem przekonana, że wychowania nie da się zredukować do godziny wychowawczej, do szkolnej sali. Aby wychowywać młodych ludzi, trzeba z nimi wyjść w świat. Wędrować. Przeżywać przygody. Zadawać pytania i słuchać z uwagą odpowiedzi. Trzeba z nimi być. Życzliwie i z łagodnością. Nie oceniać, ale prowadzić, to znaczy: wskazywać drogę.

To dlatego uwielbiam edukację domową.

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Drobiazgi. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *