Lektury

Plan powrotu do starych mistrzów okazał się nad wyraz ambitny. Codzienność stanęła mu na przeszkodzie. Konieczność wypełniania powszednich obowiązków (dzieci, dom, gotowanie, sprzątanie, pranie, zakupy, sprawdzanie wypracowań licealistów, planowanie pracy, etc.) nie sprzyja systematycznej lekturze prozy lekkiej i przyjemnej, a cóż dopiero dzieł uważanych za wielkie, nabrzmiałych znaczeniami. Stanowi to dla mnie ważny, bodaj czy nie najważniejszy powód niezadowolenia i chandry: że zwyczajne, głupie zmęczenie odbiera siły i chęć obcowania z dawnymi mistrzami. Frustrujące poczucie braku czasu, z konieczności poświęcanego na tysiące drobnych, codziennych czynności, odbiera motywację do wysiłku intelektualnego. Brak możliwości prowadzenia pracy umysłowej, własnych badań, zgłębiania sensów, szukania materiałów powoduje sytuację konfliktu wewnętrznego, swoistego rozdarcia między Koniecznością a Potrzebą, Obowiązkiem a Przyjemnością, Altruzimem a Egocentryzmem. Odnalezienie równowagi w tym dyskursie staje się nie lada wyzwaniem, zadaniem życia. Zawodzą wszelkie próby wyznaczania sobie czasu na pracę – mnóstwo nieprzewidzianych sytuacji, problemów rodzinnych, osobistych, poleceń służbowych i spraw zawodowych nie pozwalają na systematyczność w dziedzinie pracy własnej. A najważniejszą przeszkodą okazuje się rodzina, która przecież zawsze posiada pierwszeństwo. Rola matki i żony nie pozostawia złudzeń: rozwój osobisty, intelektualny schodzi na dalszy plan. Wciąż, nawet po tylu już latach, trudno mi się z tym pogodzić. Mimo że nie zamieniłabym swojego losu na żaden inny, a miłość do męża i dzieci wypełnia moje dni  i uzasadnia podejmowany trud codziennych obowiązków, świadomość utraconych szans, nienapisanych artykułów i prac, nieosiągniętych sukcesów, pogrzebanych perspektyw trochę kłuje gdzieś w duchu i umyśle. Stąd, z powodu tego kłucia, powraca ambicja podejmowania wysiłku własnego doskonalenia się. A najlepszym tego sposobem jest czytanie Mistrzów. Powoli. Bardzo powoli.

A więc, co się udało przez tych kilka tygodni? Przede wszystkim doskonały Bułhakow. Z prozy rosyjskiej jeszcze Lermontow i Gogol. Z klasyków antycznych tylko Sofokles i Horacy. Dalej Mickiewicz „Sonety krymskie”, „Liryki lozańskie” i „Pan Tadeusz”. Następnie Kuncewiczowa, Nałkowska, Iwaszkiewicz, Żeromski. Trochę Przybosia, Leśmiana i Gałczyńskiego. Futuryści polscy. Kafka. Conrad. Plejada mocno nieuporządkowana. Lektury wyznaczane aktualnymi potrzebami nauczycielki języka polskiego. Mimo wszystko są to dobre lektury. Może nie do końca takie, których bym pragnęła, ale przecież dobre, mądre i wielkie.

Aha, i jeszcze zawsze świetne „Dzieci z Bullerbyn”.

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Mistrzowie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *