Niczym tsunami

Upajam się życiem. Cieszę się czasem. Raduję się sobą i światem. Kocham, marzę, jem lody, bawię się, rozmawiam z przyjaciółmi, pływam na basenie, słucham dzieci, czekam na męża. Żyję życiem swoim, nie – przedsięwzięcia. Uwolniłam się nagle. Decyzja ta kiełkowała we mnie od paru miesięcy. Gorycz sączyła się powoli – tak, że trudno byłoby ją uchwycić. Wypływała nagle, przy byle okazji – jak nic nieznaczący cierń, malutka zadra uwierająca gdzieś z boku. Chciałam jej nie dostrzegać, zagłuszyć ją intelektualnymi argumentami, ukryć pod idealistycznymi rozważaniami, storpedować fałszywą duchowością. I zmęczenie. Wielkie jak niebo. Aż do odruchów wymiotnych. Wielokrotnie wypowiadane wątpliwości były właściwie wołaniem o pomoc, o ratunek, o nowe propozycje i rozwiązania, o uwagę. Strach o siebie, o swoje życie i zdrowie podpowiadał radykalne rozwiązania. Ale serce, jak głupi zając, wciąż marzycielsko wpatrzone w wizję wspaniałą, nietuzinkową, inną niż wszystkie, dobrą i mądrą, przytulną i radosną – jakoś nie chciało się poddać. Bało się. Wycieńczony, biedny umysł resztkami sił błagał o wytchnienie. I tak jak często bywa w granicznych sytuacjach, jedno przypadkiem wypowiedziane słowo, jedno zdanie, jedna przypadkowa myśl wystarczy, by zrozumieć i mieć pewność.

Nie czuję żalu – wręcz przeciwnie. Stworzyłam dobre miejsce, wartościowe, do którego ludzie przychodzili i z którego odchodzili. Jak zawsze. Jak wszędzie. Napisałam to miejsce. Od początku do końca. Uczyłam się je kochać, szanować i rozumieć. Dałam mu życie. Swoje życie. Życie odebrane sobie. Godziny zabrane ze swoich dni i nocy, weekendy odebrane rodzinie, minuty i sekundy poświęceń. Prawie pięć lat. Aż do zniewolenia.

Decyzja ogarnęła mnie wielką falą, niczym tsunami. Ugruntowana pewność, że nadszedł właściwy czas. Że więcej już nie można. Że są sprawy pilniejsze i ważniejsze, a życie nie może dłużej czekać. Egocentryczne postanowienie. Egoistyczna potrzeba zmian, radykalnych, olbrzymich zmian, wyzwań, które mobilizują.

Więc teraz stwarzam swoje życie na nowo. Układam klocki. Wiążę nici. Nie martwię się nie swoimi troskami. Myślę o niebieskich migdałach. Czytam to, co wpadnie w oko. Rano powoli wstaję z łóżka. Dużo się śmieję. Upajam się odzyskanym czasem.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Drobiazgi. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *