Drogi

Z dwupasmówki na miarę Europy zjeżdża się czerwonym wiaduktem do niepozornej miejscowości. Tuż za imponującym swoimi rozmiarami rondem nowobogacka willa z napisem „wulkanizacja”, absurdalny element wśród otoczenia, wśród biednych, wiejskich domków chylących się ze wstydu ku ziemi nad szaroburym stawem. Zieleń pól zamyka ten obrazek ramą soczystej barwy, zbyt żywej – zdawałoby się – w połączeniu z odrapanym tynkiem, betonowym przystankiem PKS rodem z minionej, niechlubnej rzeczywistości polskiej i sklepikiem z wygórowanymi cenami  oraz (jakże by nie?) szerokim wyborem napojów alkoholowych.

Kiedy minie się tę smutną miejscowość, wąska droga toczyć się będzie jak wartki strumień, prowadzić meandrami, zakolami, zakrętami, zadziwiać drzewami olbrzymimi jak stulecia i historiami rozległych przestrzeni, których nie sposób w lot uchwycić. Ręce podróżnego mimowolnie zacisną się na kierownicy. Musi być czujny. Do Domu prowadzą tylko dwie dróżki, niewielkie, trudne do wypatrzenia. Drogowskazy wyskakują zawsze zbyt późno, zbyt blisko. Jeśli się nie wie, łatwo pojechać dalej malowniczą drogą. A wtedy błądzi się i szuka.

Jeśli wybierze się Drogę przez Las, trzeba być bardzo ostrożnym. Droga ta jest podstępna. W swojej złośliwości roztacza cudne widoki i kusi, by się zatrzymać, by skosztować soczystości owoców, by wejść głęboko niewidoczną ścieżyną w las, w tajemnicę puszczy, w igranie ze światłem. Jeśli człowiekowi przyjdzie do głowy, aby się zatrzymać, zawładną nim te cudne manowce, stachurowskie, przepełnione tęsknotą marzenia o wolności. Czas wtedy milknie. Ale jeśli pojedzie się dalej, mimo tajemnych nawoływań, droga wcale nie da za wygraną. Do końca będzie próbować. Trzeba nią jechać bardzo powoli, pomalutku, jakby się wiozło skarb. Jakby nie chciało się drogi urazić, skrzywdzić, zranić. Jakby się bało oddychać. Wreszcie przy Wielkim Drzewie należy opuścić nagle Drogę, gwałtownie, znienacka, bez przeprosin, ciesząc się, że kolejny raz się udało i z tą wdzięcznością powitać wioskę zagubioną w przestrzeni mazurskich lasów.

Jeśli jednak minie się Drogę przez Las, wybierając tę drugą, złocistą Drogę wśród Pól, trzeba uzbroić się w cierpliwość i męstwo. Droga ta jest łagodna i dobra. Starta ciężkimi kołami maszyn, obdarta ze swego jestestwa, naga. Obdarowuje smutkiem. Kurzem i piachem próbuje przesłonić swą ułomność. Kamieniami oddać ciosy. Jest nieudolna w swoich próbach, zbyt delikatna, by mogły się powieść te akty przemocy. Prowadzi więc podróżnych łagodnie pod górę, a potem prosto aż do Cuchnących Rozstajów i tam, nieśmiało kuli się, cofa, ukrywa za łanami pszenicy – przed Mazurską Wsią.

Niezależnie od tego, jaką decyzję podejmie wędrowiec, droga doprowadzi go do Cuchnących Rozstajów. Miejsce to, pełne wstydu i hańby, za każdym razem przypominać będzie o słabościach człowieka. Rozstaje mija się prędko. Za domem z czerwonej cegły z malwami przed wejściem i psem szczekającym zawsze za każdym wędrowcem, usadzone tuż obok siebie niewielkie murowane domki, gdzieś obok przyczepa kempingowa, drewniana chałupka. W dole, pomiędzy drzewami migocze tafla jeziora. Poziomkowy las śmieje się radośnie jak dziecko. Droga wije się jeszcze, zostawia za sobą wieś, przebiega obok białego domu z czerwonymi pelargoniami i niebieskimi ulami pełnymi pszczół, obok rozległych pastwisk aż po horyzont i ukrytych brązowych domków, jeden przy drugim, jak talia niecodziennych kart. Wreszcie dobiega do Bramy. Przejście przez Bramę to zawsze Początek. Jeszcze tylko w dół, kamienistą, surową drogą – niby do Leśnego Jeziora, a przecież tuż przed nim skręca się gwałtownie i dociera do krańca. Nie ma już drogi. Jest Dom.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Drobiazgi. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *