Cieszę się na tę podróż na kraniec Polski. Ogon krowy. Jastarnia, cel podróży, jest jakby azylem. Chcę, żeby nim była. Pragnę uciec.
Piątek, jak cały tydzień, koszmarnie intensywny. Praca. Dzieci.Znowu praca. Zakupy. Urodziny.Wizyta znajomych. Wreszcie, późno w nocy, pakowanie. Kryzys przychodzi o północy. Duszę się od szlochu.
O 9.40 pociąg do Gdyni. Wyjeżdżam z dziewczynkami. Na wakacje.
Jestem mentalnie oddalona od wakacji o lata świetlne. Myśli wciąż zaprzątnięte sprawami szkoły, pracą, zadaniami do wykonania…Wakacje są dla dzieci. Mimo to gdzieś pomiędzy brakiem snu, poczuciem obowiązku, zniechęceniem i zupełnie nie katolickim lękiem o jutro cieszę się na tę podróż. Z wysiłkiem, świadomie myślę pozytywnie. To pomaga.