8.00. Zamykam drzwi mieszkania. Dzieci pobiegły do samochodu. Zabawny kluczyk z żyrafą chowam do kieszeni płaszcza. Przelotne spojrzenie na ogród. Kiedy opadły liście z winorośli? Zbiegam ze schodów. W jednej ręce aktówka wypchana do granic możliwości. W drugiej ręce laptop. Na ramieniu torba. Pędzę na parking przez alejkę wysadzaną tujami. Panie, prowadź mnie dzisiaj swoimi drogami. Wrzucam torby do bagażnika. Dziewczynki już usadzone. Zapnijcie pasy. Ciepło wam? Gotowe? Ruszamy.
Czekamy w nieskończoność, aby skręcić w lewo. Sznur samochodów jadących jeden za drugim. Jak mrówki. Irytacja wzrasta. Co chwila patrzę na zegarek. Teraz! Ten jeden moment, gdy auto może się prześlizgnąć na prawy pas. Słyszę przeciągły dźwięk klaksonu. Jeszcze tylko jedno rondo, drugie. Mijamy kościół. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Zerkam w lusterko. Dziewczynki zamilkły. Znak krzyża. Panie, oddajemy ci ten dzisiejszy dzień. Nasze radości i smutki. Chcemy chwalić cię w każdym napotkanym dziś człowieku. Spraw, aby każda nasza myśl, słowo i uczynek były na chwałę twoją, nie naszą. A praca i nauka niech będą dla nas pożytkiem doczesnym i wiecznym. Amen – mówią dzieci. Mijamy zamglony park. Aż do szkoły towarzyszy nam cisza.
8.15. Znów nie ma gdzie zaparkować. Jeździmy w kółko. Spóźnimy się. Samochody, błoto i ludzie. Dziewczynki wyciągają plecaki z bagażnika. O której nas dzisiaj odbierzesz? Około 16 – odpowiadam i uśmiecham się przepraszająco. 8.20.Wchodzimy do szkoły. Buziaki i przytulenie. Pa! Do zobaczenia! Miłego dnia! Tylko sekundę patrzę za nimi. Jak dobiegają do drzwi w radosnych podskokach. Dziękuję Ci, Boże.
Odwracam wzrok. Przechodzę obok szatni. Dzieci, rodzice, nauczyciele. Dzień dobry – odpowiadam z miłym uśmiechem. Przed gabinetem biorę głęboki oddech. Dopiero potem wchodzę.
Wybaw mnie Panie od złego człowieka…