Dziwna podróż

Kiedyś, gdy umarł mój synek, odbyłam dziwną podróż. Jechaliśmy krętymi drogami wznoszącymi  się i opadającymi po zboczach gór. Mijaliśmy rozległe doliny pełne mgieł. Pamiętam widok wielkich głazów, domów z kamieni, zielonych przestrzeni ciagnących się po horyzont. Byłam wtedy gdzieś pomiędzy światami. Schowana w głębi niewyobrażalnego bólu i niespełnienia patrzyłam na świat przez okno samochodu. Wszystko, ja, krajobrazy, mój mąż, dzień, noc było obok. Za taflą szkła.

Czasami, gdy pragnę uciec, wspominam tamtą podróż. Doprowadziła mnie na brzeg oceanu. Był majestatyczny, ogromny, ciężki jak moje myśli. Patrzyliśmy na siebie bardzo długo. Wiał wiatr. Fale ryczały niczym dzikie zwierzęta. Krople wody spływały po mojej twarzy. Smakowały zupełnie jak łzy.

Nieco dalej, po drugiej stronie drogi, na wysokim urwisku stał mały czerwony dom z białymi oknami. Wokół niego nie było nic. Przed nim tylko ocean. Zawsze, ilekroć ogarnia mnie syndrom ucieczki, mam przed oczami właśnie to miejsce. Kres mojej onirycznej podróży i Początek powrotu. Do siebie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Drobiazgi. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *