Nie ogarniam

Nie ogarniam świata – taki tytuł nosiła książka-wywiad z Ryszardem Kapuścińskim. Spodobało mi się to określenie zanim jeszcze dzisiejsza młodzież zaczęła używać wyrażenia ogarnij się w znaczeniu weź się w garść, zajmij się tym, itp. Jak więc widać, jestem doskonałym przykładem tego, że literatura uczy i wychowuje, a już na pewno poszerza słownictwo. Nie ma to jak uczyć się od mistrza.

Z książki niewiele już pamiętam, ale codziennie nie ogarniam świata, a zwłaszcza własnego domu, ogródka i rodziny, niekoniecznie w takiej kolejności. Ani jesienna szarówka ani pandemia nie pomagają. I chociaż próbuję sama siebie przekonywać, że nie muszę szorować podłogi, gotować obiadów, mieć w głowie harmonogram całej rodziny i być jednocześnie nauczycielką, terapeutką, asystentką i Bóg wie, kim jeszcze – to najczęściej z marnym skutkiem. W podświadomości mam zapisany mechanizm bohaterstwa i autodestrukcji, nawet nie zapisany, ale wypalony chyba na żywym ciele. Zaczynam wątpić w to, że kiedykolwiek się go pozbędę.

Nie ogarniam mojego świata. Dzieci, które za szybko wyrastają z ubrań, męża, któremu siwieje broda, homeschoolingu, który toczy się bez naszego udziału, mieszkania, które wymaga remontu, liści zalegających w ogródku, zdrowej diety, terminów, zasad, zakupów i potrzeb, zwłaszcza własnych. A już w ogóle nie ogarniam covida. Bać się skurczybyka czy się nie bać? Nosić grzecznie maseczkę czy nie nosić? Kto ściemnia, a kto mówi prawdę? Uff, dochodzę do wniosku, że Hamlet mimo wszystko miał łatwiej niż ja. A pytania egzystencjalne narastają wraz z rozwojem cywilizacji. I narasta ich poziom trudności.

Za dużo. Wszystkiego jest za dużo, żeby to ogarniać. Bodźców, opinii, informacji, zagrożeń, wiedzy. Jak żyć – chciałoby się spytać, ale kto ogarnie odpowiedź?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Drobiazgi. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *