Mówiąc o edukacji domowej, często spotykam się z pytaniem o rozwój społeczny dzieci; z zarzutem „trzymania pod kloszem” i braku kontaktów z rówieśnikami. Problem socjalizacji w edukacji domowej nabrał już charakteru hasła sztandarowego, podnoszonego zawsze jako argument przeciwko homeschoolingowi. Tymczasem zarówno wiedza pedagogiczna jak i doświadczenie nauczycielskie (w szkole i domu) doprowadziły mnie do innych zgoła wniosków.
Nikt nie zaprzeczy, że rodzina jest najdawniejszą, pierwszą i najważniejszą w społeczeństwie instytucją wychowawczą. Rodzina jako instytucja funkcjonuje od początków istnienia człowieka, a wychowanie w rodzinie, w domu jest pierwotną formą interakcji społecznych w stosunku do instytucji szkoły. Często zapominamy, że szkoły – takie, jakie znamy dzisiaj – to wytwór XX wieku. Z koedukacją, masowością nauczania, ideologizacją i instrumentalizacją programów wiedzy, programowaniem zachowań, programami ukrytymi, formalizacją procesu nauczania, dążeniem do uśredniania efektów kształcenia, kontrolą zewnętrznych organów nadzoru, rozbudowanym systemem organizacji pracy. Oczywiście, że pierwsze szkoły powstawały już w epoce starożytnej, potem monopol na szkolnictwo na długi czas przejęło chrześcijaństwo. Warto jednak pamiętać, że szkoły antyczne miały charakter wspólnot edukacyjnych o wartościach filozoficznych, w których autorytet mistrza nie miał sobie równych, a ideał kalokagatii wyznaczał treści i rytm oddziaływań edukacyjnych. Zawsze bawi mnie fakt, że w antycznej Grecji pedagogiem nazywano niewolnika, którego zadaniem było prowadzenie dziecka właściwą drogą na miejsce spotkania z mistrzem – do szkoły. Stąd właśnie, od stosunku niewolnictwa, wywodzi się zawód pedagoga i jego misja wychowywania dziecka.
Aż do XX wieku, który miał być „stuleciem dziecka”, edukacja szkolna ustępowała kształceniu domowemu. Edukacja szkolna była przeznaczona dla mas. Dobre, wszechstronne wykształcenie zdobywało się w domu. Współczesny charakter szkolnictwa został ukształtowany pod wpływem społeczeństwa przemysłowego i jego potrzeb w stosunku do obywateli. To dlatego szkoła w swojej organizacji przypomina fabrykę: miarowy rytm pracy, piecza sprawowana przez nadzorcę oddziału (nauczyciela), standaryzacja produktu, jakim są osiągnięcia edukacyjne uczniów, itp. Gdy analizuję te zagadnienia, dostrzegam paradoks edukacji domowej, która – przez stulecia będąc naturalną, najważniejszą formą nauczania dzieci – w XXI wieku została zepchnięta do grona alternatywnych sposobów kształcenia.
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że system szkolny zawsze tworzony jest w odpowiedzi na bieżące zapotrzebowanie społeczeństwa, to należy postawić pytanie o miejsce i znaczenie socjalizacji w tym systemie. Bo czym właściwie jest socjalizacja? Najprościej mówiąc, jest to proces konstruowania przez dziecko własnej osobowości, umożliwiającej aktywne uczestnictwo w życiu społecznym i kulturowym. Wbrew obiegowym opiniom, socjalizacją nie można nazwać walki o przetrwanie, jaką nierzadko staje się szkolna edukacja dzieci. Socjalizacją nie można także nazwać konieczności przedwczesnego spotkania się z przemocą, wulgarnością, treściami erotycznymi, co niewątpliwie jest na porządku dziennym w szkołach masowych. Wreszcie, socjalizacja nie polega na przebywaniu dziecka prawie cały dzień w tłumie nieznanych sobie osób, w hałasie i wątpliwych warunkach higieniczno-sanitarnych. Jeśli w takich warunkach chcemy socjalizować dzieci, czyli wprowadzać je w świat relacji społecznych i kulturę, to co się z nami stało? Gdzie podział się nasz rozsądek i troska o harmonijny rozwój naszych pociech?
Edukacja domowa, częściowo wyłączając dziecko z systemu szkolnego (tak, tylko częściowo!), stwarza miejsce na prawidłowy proces socjalizacji. Zminimalizowanie poziomu stresu edukacyjnego chroni dziecko przed takimi wypaczeniami socjalizacji jak fobie, nerwice szkolne czy depresje dziecięce. Bieżący i aktywny udział rodziców oraz rodzeństwa (a często także dalszych krewnych) w procesie nauczania to nic innego jak szereg różnorodnych interakcji społecznych oraz możliwość stworzenia pogłębionej relacji edukacyjnej opartej na autorytecie. Wspólnie przeżywana codzienność jest źródłem wielorakich działań wychowawczych wobec dzieci, które na dodatek mogą mieć aktywny udział w rozwiązywaniu konfliktów i problemów. W nauczaniu domowym wiedzę zdobywa się głównie za pomocą metody projektów, czy to samodzielnych czy wykonywanych razem z rodzeństwem – zasad pracy samodzielnej i grupowej, organizowania sobie nauki, kreatywności, szukania rozwiązań i pogłębiania wiedzy dziecko uczy się ot tak, po prostu, naturalnie i bezboleśnie. Ponieważ nie spędza szeregu godzin w szkole, uczy się szybciej – nie ma tylu bodźców rozpraszających ani prac domowych zajmujących całe wieczory. Dzięki temu młody człowiek zyskuje czas – towar bezcenny w naszym szalonym świecie – a ten czas wykorzystuje po pierwsze na realizowanie obowiązków domowych, czyli po prostu udział w prowadzeniu domu, w czynnościach gospodarczych, kulinarnych i owszem – budżetowych; po drugie na rozwijanie swoich pasji i zainteresowań, czytanie, sport; po trzecie wreszcie – na kontakty ze znajomymi i przyjaciółmi. Tak, dzieci z edukacji domowej mają znajomych! Paradoksalnie, nie chodząc do szkoły, mają więcej przyjaciół, bo angażują się aktywnie w życie lokalnej społeczności: grupy parafialne, harcerstwo, kluby sportowe i grupy artystyczne, życie podwórkowe. Dla prawidłowej socjalizacji to naprawdę wystarczy, jeśli uprzytomnimy sobie, że we współczesnej szkole rozwój społeczny dzieci i młodzieży odbywa się już głównie w świecie wirtualnym.
Nie można zapominać, że socjalizacja to w dużej mierze także wprowadzanie w świat kultury i świat wartości duchowych, wartości wyższych. Nikt nie przekona mnie, że szkolne wycieczki do parku trampolin i obiad w barze serwującym fast-foody pomoże dzieciom wniknąć w kulturę wysoką. Zatrważająco niski poziom tego, co szkoły oferują dzieciom w ramach wycieczek, każe bić na alarm. Dziecko nie pozna kultury, jeśli tej kultury nie doświadczy w muzeach, teatrach, spotkaniach z ciekawymi i mądrymi ludźmi, spacerach edukacyjnych.
Homeschooling nie ma z tym problemu, naprawdę.